I znowu jest zima, najprawdopodobniej będzie to zima tysiąclecia. Zamarznie Bałtyk i będziemy po nim saniami jeździć malowanymi. Śnieg kopny zalega wszędzie i poranne dotarcie do jakiegokolwiek miejsca utrapienia wydaje się nie do wykonania.
No i nie ma słońca aż do wiosennego odwołania. Równoznaczne z zimowością potworną jest dla mnie przeistoczenie się z kobiety w kokon. Kokon polega na ciepłych rajstopkach, czapce uszance, kurtce-śpiworze. Wszystkie te elementy nokautują kobiecość zupełnie tak,że nie pozostaje za wiele wdzięku i lekkości :/ W otchłani wyobraźni majaczą ciepłe wełniane majtasy i relaksy. Jeśli poruszamy się z frywolnością piaskarki, trudno mówić o roztaczaniu kobiecego czaru. Wraz z zimowym dniem nastała pora Buki.
Dodatkowo atakuje ochronna pierzynka tłuszczowa i moim wzorcem osobowym staje się powoli...donat lub bańka wstańka. Jak się czuć wampem, jeśli bardziej czuję się donatem??
Radośniej w tej bukowej zimie byłoby nam z uśmiechem, o który niełatwo. Znacznie łatwiej byłoby docierać do pracy autobusem, w którym ludzie kolektywnie śpiewają z uśmiechem na ustach. Taka poranna ABBA na ustach tłumów. Wyobrażacie sobie ten szok energetyczny? Niestety zarówno rano zmęczeni, jaki i po pracy zmęczeni pasażerowie syczą na siebie.SSSSSSSSSSSSSSS......................................sss. Że za głośno przez telefon rozmawia ona, że źle stanął on, że tamta z tym wózkiem drogę tarasuje, a ten pies to śmierdzi zimowym mokrym psem !!!
................Naciągam uszankę na uszy, donacieję w środku i pod nosem śpiewam sobie ochryple Last Christmas....
czwartek, 9 grudnia 2010
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
