Schadenfreude to czarodziejskie słowo wzięte od naszych niemieckich sąsiadów, oznaczające satysfakcję, radość odczuwaną z powodu cudzego nieszczęścia. Słowo pochodzi od Krzyżaków, a takie jest swojskie i nasze, jak te pola malowane zbożem rozmaitem, jak Wałęsa, Papież i pierogi razem wzięte. Wyznawcą szadenfrojdyzmu jest rodak stary i młody niezależnie od płci. W tym aspekcie jesteśmy wirtuozami. Czy lato, czy zima, nie ma to wielkiego znaczenia.
Jedzie sobie letni, rozgrzany ludźmi, nadmorski autobus. Z pewnego przystanku wsiada chłopak z dziewczyną tacy świeży i piękni w swojej młodości, że zapiera dech. Oboje mają rowery, bo dziewczynie pękła dętka, a pomocny kierowca pozwala im przejechać się wraz z rowerami.Właśnie wtedy z tylnego siedzenia spocony pan nieokreślonego wieku najpierw z lubością przygląda się pękniętej dętce, kontemplując niefortunne zdarzenie rowerowe, po czym piekli się,że jak to z rowerem w autobusie, nie wolno, że on się nie zgadza, a niech sobie głupia pcha tego grata chodnikiem...
Równie dobrze może to być rozbity samochód sąsiada, bo złodziej na pewno,rozbite kolano czyjegoś dziecka, czy też plama na spodniach współpracownika. Czy więc na pewno jesteśmy Chrystusem Narodów???
czwartek, 23 września 2010
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
