Koledzy poklepują po plecach, litościwie przypijają kielonkiem wódeczki. Po ślubie to kajdany, stary. Ona zamieni się w kontrolującą harpię, w obrączce masz czip, który jej zawsze mówi, gdzie ty jesteś, a jak ją zdejmiesz na chwilę, nie daj Bóg, to cię prądem porazi!
„Na co, na co mi to było?”- drży młody żonkoś w post weselnych przebłyskach. Już się boi wałków na jej głowie i wałka w pięści coraz pulchniejszej. I Sybirak na zesłanie podąża powłócząc nogami krwawiącymi od okrutnych kajdan.
Panny młode się bawią obrączką-błyskotką i wracają w wiry żyć, walcząc z szefową, niedogoloną łydką, samą sobą i robią tak, żeby siebie w sobie było jak najwięcej. Na wieszaku żółkną białe suknie i czas swoim rytmem biegnie dziko. A panowie się boją codziennie, że te żony obrosną kolcami, że rozwody za rogiem się czają i nic już nie będzie jak wczoraj.
Bardzo trzęsą się żonkosie przed tym, że to już nie tak wszystko.
„…Miał być raj, miał być cud
i ćwiartka na popicie,
Wygadujcie Panowie androny,
Tylko błagam, nie mówcie,
już do nas jak do żony”…..
Idą szeregi na Sybir małżeński, pełne trwogi o jutro wątpliwe. Żona w lustrze poprawia włosy - wchodzi w dzisiaj krokiem pewnym..
środa, 21 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)
