"Nawet dziewczęta szkolne noszą tu w pewien charakterystyczny sposób kokardy, stawiają swoistą manierą smukłe nogi i mają
tę nieczystą skazę w spojrzeniu, w której leży preformowane przyszłe zepsucie".

Bruno Schulz, Ulica Krokodyli

Witam w moim królestwie

Witam w moim królestwie

wtorek, 17 sierpnia 2010

Pan Balonik

Jadę pociągiem. Dwudziesta godzina w podróży, bo chcę się dostać do samego środka nigdzie i już nie wiem czy jestem w Polsce A, B, czy Z. Stoję na korytarzu - miejsc siedzących nie ma. Szósta rano i już robi się bardzo gorąco i duszno. Koło siódmej budzi się jakiś budzik wewnętrzny w rodakach płci męskiej naokoło i jak jeden mąż wyciągają piwo. Zapach chmielu rozlewa się falą po labiryncie pkp. Znikają bariery, otwierają się dusze piwoszy. Wszyscy są równi i razem biesiadują podróżnie, czy to stolarz, nauczyciel,czy domokrążca. Słychać już towarzyskie szemrania w kuluarach pkp. Przy najbliższym oknie jeden podróżnik ogniskuje wokół siebie uwagę, zbierają się coraz to nowi piwosze, słychać pssss otwieranych puszek pełnych procentów raz za razem. "Ja to bracie, żyję, k***w jak nomad. Nie wiadomo, gdzie jutro będę, czy w Krakowie, Rzeszowie, czy w Szczecinie. Anarchia, bracie, jak ch*j! Ja ci pokarzę, co ja robię". Tu nomad wyciąga z neseserka naręcza kolorowych balonów i za pomocą sprytnej pompki tworzy z nich baśniowe stwory. Korpus pieska z serpentyną z boku i "gdzie ja,k***a, miałem te serduszka?" Jeszcze czerwone serce doczepia. "Chcesz serduszko?" - pyta mnie - nie, nie chcę serduszka.
"Moje balony są, bracie, nie do zdarcia. Ja nie kupuję badziewia, jak inni. Ja kupuję droższą gumę". Kilka chwil później korytarz rozbrzmiewa kanonadą pękających balonów. Już siedzę na jakimś wolnym miejscu. Cichutko z myślą "Na Boga, udawajmy normalnych, skoro nie możemy być normalni, bo inaczej nie wydobędziemy się stąd." Wychodzę z pociągu i brodzę w szczątkach balonów. Najwięcej tych czerwonych, po sercach. Do widzenia, Panowie, było mi z Wami niemożliwie...